sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział trzeci

Moriarty kochał obserwować, dlatego z chęcią przyglądał się jak przez twarz Molly Hooper przewija się kilka emocji naraz.
Widząc go, aż zachłysnęła się powietrzem. Jim zaśmiał się w duchu. Nie mógł zrobić tego głośno, nie chciał przecież na wstępie zepsuć sobie wizerunku. Zamiast tego rozciągnął wargi w psychopatycznym uśmiechu prawdziwego szaleńca.
- No, no, Molly Hooper! - zacmokał - Tęskniłaś?
Zaskoczenie na twarzy kobiety ustąpiły przerażeniu. Stężały jej mięśnie, ręce zaciskała w pięści, które prawie natychmiast rozluźniła. Na ziemię, z głośnym brzdękiem, spadł pęk kluczy.
- J-jak? - wydusiła wreszcie.
- Jak wszedłem do mieszkania, czy jak to się stało, że siedzę tu żywy, mimo, że twój podpis widnieje na papierach, które temu zaprzeczają? - zapytał, wciąż z uśmiechem na wąskich wargach - To proste - powiedział, patrząc na podłogę, gdzie przed chwilą spadły jej klucze. Molly podążyła za jego wzrokiem - Nie wymieniłaś zamków, po naszym ostatnim spotkaniu - tu, spojrzał na nią i sugestywnie uniósł brew. Na twarz Hooper wstąpił rumieniec - A jeśli chodzi o tą drugą sprawę... Cóż, nie tylko Sherlock zna sztuczki. Ale ta wiedza jest zarezerwowana tylko dla niego. Opowiem światu, jak wielki Moriarty wrócił do żywych, dopiero wtedy gdy Holmes będzie konał, a ją będę napawał się jego bólem...
Jim na chwilę zatracił się w wizji umierającego na posadzce detektywa. Oczyma wyobraźni widział jak z wypływającą krwią uchodzi z niego życie... Ach, ta wyobraźnia !

Molly jednak nie marnowała czasu na rozmyślania. Właściwie w ogóle nie myślała. Zadziałało coś, co naukowcy nazywają instynktem samozachowawczym. Chwyciła kryształowy wazon (pamiątkę po świętej pamięci babci) i zamachnęła się. Niestety, nie trafiła. Gdy nadlatujące naczynie dzieliły centymetry od głowy Jima, ten się uchylił. Hooper rzuciła się do ucieczki.

Muszę stąd uciec – myślała gorączkowo, kierując się do drzwi wyjściowych. Pociągnęła kilkukrotnie za klamkę. Drzwi były zamknięte na przysłowiowe cztery spusty – Idiotko! Sama je zamknęłaś! Klucze... Zostały w salonie...

- Tego szukasz? - Jim oparł się o framugę i uniósł w górę pęk kluczy. Uśmiechnął się z udawaną życzliwością, a Toby z lubością ocierał się o nogawkę jego spodni.

Mały, zdradliwy sierściuch.

Moriarty odsunął od siebie zwierzę, po czym wolnym krokiem podszedł do Molly, która przylgnęła plecami do ściany. Klamka boleśnie wpijała jej się w lędźwie, ale patolog ignorowała ból. Skupiała się tylko na twarzy Moriartego, która znajdowała się już tylko kilka centymetrów od jej własnej. Jim położył rękę na jej karku i uśmiechnął się w krnąbrny sposób. Poczuła ukłucie. Zamknęła oczy. Odpłynęła.



~*~

Odzyskawszy świadomość, wzięła głęboki oddech. Powietrze pachniało kurzem i starym drewnem, przez co zaswędziało ją w nosie. Kichnęła. Czuła, że ma związane nadgarstki i stopy, ponadto usta krępował jej prowizoryczny knebel, zrobiony z jakiejś szmatki. Otworzyła oczy.

Znajdowała się w wielkim pokoju, z wypolerowaną, lśniącą posadzką z ciemnego drewna. Z sufitu – równie ciemnego jak podłoga – zwisały trzy żyrandole. W jednej z pokrytych ciemną, drewnianą boazerią ścian znajdował się kominek. Po dwóch stronach kominka, w równych około metrowych odległościach stały posągi z białego marmuru. Większość z nich miała ponure twarze, inne zaś wydawały się zastygnąć w przerażeniu. Mimo ogromnego przepychu samego pomieszczenia, jego umeblowanie było raczej ubogie. Ot co, ciemna kanapa, dwa fotele i imponująco duży, płaski telewizor. Całość prezentowała się trochę jak kwatera mitologicznej Meduzy dziwnym trafem przeniesionej do dwudziestego pierwszego wieku.

- Och, nareszcie! – na kanapie dostrzegła rozłożonego Jima, z pilotem w jednej ręce i szklanką bursztynowego trunku w drugiej – Skoro królewna wstała, zapraszam na seans! Rozwiązać ją! Zostaw tylko związane nadgarstki. I załóż jej nową biżuterię.

Nie wiedziała, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. W ciągu kilku sekund dopadł do niej mężczyzna wielkości goryla i aparycji szczura, który niezbyt delikatnie zajął się rozwiązywaniem więzów z jej stóp i ściągnięciu knebla.

Jim w skupieniu obserwował jak jego podwładny – Johanson zapina na szyi Hooper obrożę. I to nie byle jaką ! Połączona z małym pilotem na kolanach Moriartego, wytwarzała impulsy elektryczne, które powodowały niegroźne dla życia, aczkolwiek bolesne wstrząsy. Mógł zadawać ból za jednym wciśnięciem guziczka! Czyż to nie genialne?

- Zapraszam na seans – powtórzył – Dziś nadają mój ulubiony program - „Perypetie z Baker Street”! A wiesz, droga Molly, co w tym wszystkim jest najlepsze? Nadają z udziałem publiczności !

Zaśmiał się. Był to śmiech szczery, lekko gardłowy, a jednak przerażający. Był to śmiech prawdziwego szaleńca.

Uspokoiwszy się, Jim włączył telewizor, po czym wyciągnął z kieszeni mini mikrofon i przyczepił go do kołnierza swojej koszuli.

- Ciesz się widokiem, Molly Hooper.

Na ekranie pojawił się Sherlock. W mieszkaniu panował niewyobrażalny bałagan, nawet czaszka leżała nie na swoim miejscu. Sam Holmes leżał na kanapie z spojrzeniem skierowanym w sufit, a podbródek opierał o złożone jak do modlitwy ręce. Molly podejrzewała, że detektyw znów zamknął się w swoim pałacu myśli. Parę chwil później, zirytowany wstał i podszedł do drzwi. Ustawił się tyłem do obiektywu, zakrywając przy tym nowo przybyłych, więc nie mogli zobaczyć kto go odwiedził. Słyszeli jednak podniesione głosy dwóch mężczyzn, z którymi Sherock (swoim zwyczajem) nie poczynał sobie zbyt grzecznie. Wkrótce do konwersacji dołączył Mycroft, lecz nie miał wiele do powiedzenia, bo Holmes zatrzasnął im drzwi przed nosem. Hooper nienawidziła siebie za to, że akurat w tym momencie pomyślała o tym jak bardzo podoba jej się Sherlock Holmes. Na twarz wstąpił jej lekki rumieniec. Uszło to jednak uwadze Jima, który w skupieniu wpatrywał się w ekran, wyczekując idealnego momentu. I ten w końcu nadszedł.

- Jak to zrobiłeś? Przecież cię zabiłem... - odezwał się sam do siebie Holmes – No jak?

- Teraz będzie zabawa! - Jim klasnął w dłonie z entuzjazmem godnym pięciolatka, po czym włączył swój mikrofon – Nie doceniasz mnie, Sherlocku ! - krzyknął.

Detektyw poderwał się na nogi i zaczął szukać ukrytej kamery.

- Zamilkłeś? - ciągnął Moriarty - Jestem wszędzie. Jak powietrze...Jak wiatr. Zmienny wiatr... Bawię się z wami... Jak duch...

Molly także się poderwała. Miała skrępowane ręce, ale postanowiła skorzystać z nóg. Zamachnęła się, by kopnąć Jima w piszczel, jednak ten ją uprzedził. Na swoim malutkim pilocie wcisnął guzik, a ciałem Molly zawładnął wstrząs. Stanęła jak wryta, nie mogąc dobyć z siebie słowa. Jim spojrzał na nią lubieżnie i nachylił się, przystawiając mikrofon do jej ust.

- No już. Przedstaw się.

Molly nie mogła, ani też nie chciała się odzywać. Może nie była dla Sherlocka ważna, ale była niewinna. A Sherlock Holmes nie naraża niewinnych na niebezpieczeństwo. A ona nie chciała narażać jego. Zrobiłaby to gdyby pokazała jak bardzo się teraz boi. Zamiast tego, spróbowała uderzyć Moriartego. Trafiła w brzuch, jednak nie miała na tyle siły, by stawić opór swojemu oprawcy. Wcisnął guzik.

Przez jej ciało przeszedł silny impuls elektryczny, ściskający wnętrzności. Wrzasnęła.

- MÓW! - rozkazał Moriarty. Wciąż wciskał guzik.

Ból okazał się silniejszy. Przegrała.

- ZOSTAW MNIE! TO BOLI! - krzyczała.

- Zostaw ją. - usłyszała głos Sherlocka – Słyszysz ?

Moriarty posłusznie zaprzestał. Molly wzięła głęboki wdech.

- Czego chcesz? - dopytywał Sherlock.

- Ja? - powiedział – No pomyśl detektywie ! A może oszuście? - Jim spojrzał na Molly wyzywająco. I co? - zdawały się mówić jego oczy - I kto jest górą?

Na pewno nie ty, śmieciu – odpowiedziała mu w myślach. Kopnęła go w krocze.

- Ojoj! Zła dziewczynka ! A masz!

Kolejny wstrząs. Niewidzialna ręka zacisnęła się na sercu Molly.

- I co detektywie?! Masz 48 godzin. Inaczej panna zrobi pa-pa!
- Czego chcesz?! Czego? - krzyczał Sherlock. Bezsilny. Złamany. Tak, jak Jim Moriarty lubił najbardziej.

- Pomyśl! - odpowiedział. Wyłączył mikrofon i telewizor – Koniec transmisji – zwrócił się do Molly.

– Wynieść ją! - krzyknął. Johanson zawlókł półprzytomną Molly Hooper, a Jim wziął do ręki szklankę z Whiskey.

Sącząc alkohol uśmiechał się i gratulował sobie przebiegłości.

Koniec gry w kotka i myszkę, Holmes.


Madeleine.

1 komentarz:

  1. Tak długo zbierałam się do przeczytania jakiegoś opowiadania o Sherlocku i w końcu udało mi się trafić na waszego bloga przez Madeleine. Oczywiście nie żałuję. Cieszę się, że w dzisiejszych czasach kilka osób potrafi się zintegrować i coś razem zrobić. I bynajmniej nie jest to granie w jakieś internetowe gry.
    Tak bardzo chciałabym wiedzieć jak Jim przeżył! Końcówka trzeciego sezonu pozostawiła po sobie duży niedosyt, a wy właśnie go wypełniacie. Co on knuje? O co mu w ogóle chodzi? Nietypowy człowiek z tego Moriarty'ego. Powiedziałabym, że taki psychiczny. :D
    Wszystko mi się podoba, więc pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały.
    niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/
    PS. Możecie wyłączyć weryfikację obrazkową? Jest dość irytująca.

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń